top of page

Wiersze - rok 2005

Jaki jest?

grudzień 2005

Jaki jest mój Bóg

jaki Ty mój Boże jesteś

 

nieustraszony

lepiej w retoryce wyćwiczony niż ksiądz proboszcz

skromny

zawsze dla

bo tyle znaczy miłość

wytrwały

przedzierasz się przecież przeze mnie

kolejną swoją Drogę Krzyżową

dobry

łaskawy

i wszystko inne

 

a przy tym taki ludzki

w końcu przebywasz z nami

idealny

z wielkim uśmiechem na ustach

Co to znaczy

grudzień 2005

Co to znaczy że JESTEŚ

to znaczy że byłeś i będziesz

to znaczy że tu i tam

to znaczy że imię w końcu pasuje do charakteru

to znaczy że w wielkości mały

to znaczy że

nie wiem co to znaczy

bo nie potrafię tak być

 

Co to znaczy że kochasz

to znaczy że diabeł tkwi w szczegółach

że orły tańczą nad górami

że się rodzi i umiera

a jak źle to płacze

to znaczy że jesteś i nic nie mówisz

tylko dmuchasz ciepłym wiatrem na serce

nie wiem co to znaczy

bo nie potrafię tak kochać

 

wiem tylko co znaczy twoje miłosierdzie

bo już tyle razy dałeś mi chleba

Tabernakulum

grudzień 2005

Spójrz przed siebie

tylko Boga i światło widać

 

rozpłyń się w glorii

jak ja na ręce Ojca stojąc

osłonięty czułością

robaczek mały

a dla Niego wielki

bo własnoręcznie stworzony

Bieg

26 grudnia 2005

Bieg nieskończony tłumny niewdzięczny

on wciąż ucieka nawet nie wie dokąd

poddani chaosu biedni niewidzący

wciąż idą jadą pełzną bez celu

a ja chcę stać w ciszy środka huraganu

patrzeć w wir twarzy smutnych

i złapać te które jeszcze nadzieję znają

i złapać te które już nadziei nie widzą

 

Pochyleni umęczeni ciemiężeni przez siebie

niewolnicy ambicji niewłaściwych

w środku lata śnieg pada absurdalnie

u początków zimy święta choinka

a ja chcę klęczeć na lodowych stopniach ludzkich serc

umierać z zimna by rodzic się na nowo

i w płaczu dziecka usłyszeć śpiew

i w szklance wody utopić słowo

Beznadzieja

23 grudnia 2005

Ciężkie kroki beznadziei

beznadziei nie bez nadziei

paradoksalnie chaotyczne

nie poukładane jak zawsze

prosto do śmierci

 

beznadzieja nie bez nadziei

bo oświecona słowem

sobotniego wieczoru

wciąż schylona zbiera części siebie

rozrzucone

 

a gdy pozbiera cieszy się

jak z pieniędzy znalezionych

jak z monety sławnej

bo choć beznadzieja

to nie bez nadziei

Fałsz

4 sierpnia 2005

Ciemność

światło przez ciemność podąża

ułudy blask

sztuczna poświata

 

fałsz wkradł się w naturę

zabrał zdziwienie

zachwyt

 

co zrobić, aby prawda była Prawdą

a dobro Dobrem

by człowiek był Człowiekiem

a bóg Bogiem

 

rozmawiać

Please reload

bottom of page